KHL bronił górnego pułapu wynagrodzeń – agenci ligi nie zabili
#ProstoProSport opowiada o wojnie, którą nasz hokej wciąż wygrał.
Agent jest zawsze bardzo ważną osobą dla sportowca. Nie tylko rozwiązuje kwestie pracownicze i wszystko, co jest związane z umową, ale często jest także przyjacielem seniora, który zawsze służy radą i pomocą w życiu codziennym. Ale to jest idealna sytuacja.
W rzeczywistości agenci najczęściej nie dbają o karierę swoich klientów. Kierują się interesem w zatrudnieniu tylko w wyjątkowych przypadkach - głównie jeśli chodzi o gwiazdy pierwszej wielkości. I popychają przeciętnych graczy do miejsc, gdzie mogą targować się o większą prowizję lub uzyskać zawyżony kontrakt na cięcie.
Ta druga opcja jest bardzo popularna w KHL, gdzie do niedawna górny limit wynagrodzeń był warunkowy. Możesz go naruszać do woli, najważniejsze jest zapłacenie lidze kary - 30 procent nadwyżki. Dlatego większość klubów wspieranych przez dużych sponsorów traktowała ograniczenia ligi z pogardą.
A to działało na korzyść agentów, którzy załatwiali zawodnikom trzeciej i czwartej linii otrzymywanie zawyżonych kontraktów. Wielu z nich na tle schematów piłowania i cofania wypracowało dobre relacje z liderami konkretnych klubów. Doprowadziło to do sytuacji, w których niektóre zespoły KHL mogły składać się z połowy klientów jednego agenta.
Na przykład Shumi Babaev kontrolował Admirała, Sibira i Barysa, Stanislav Romanov dostarczał zawodników swojemu teściowi Zinetuli Bilyaletdinovowi w Ak Bars, Jurij Nikołajew całkowicie przejął Traktora, a częściowo Spartaka. Łączna kwota umów wszystkich klientów tego ostatniego wyniosła 2.9 miliarda rubli. Według tego wskaźnika w KHL nie ma nikogo fajniejszego. Nikołajew to najbardziej wpływowy agent rosyjskiego hokeja. Następny jest Babaev z 2.2 miliardami.
Najlepszych obcokrajowców do ligi wprowadza słoweński agent Alyosha Pilko. Ma doskonałe kontakty ze swoim czołowym zagranicznym kolegą JP Barrym (reprezentuje interesy Ilji Kowalczuka), więc często, gdy zawodnik NHL myśli o przeprowadzce do Europy, to właśnie Pilko oferuje swoje usługi. Sprowadził do KHL Svena Andrighetto, Marca-Andre Gragnaniego, Gilberta Brule, Patrice’a Cormiera, Teemu Pulkkinena i innych.
Generalnie agenci współpracujący z klubami z naszej ligi do niedawna czuli się świetnie. Ale potem KHL wprowadził twardy górny limit wynagrodzeń (900 milionów rubli), co zaszkodziło ich interesom. O tym, że to ograniczenie zostanie wprowadzone, wiadomo było już od dawna. Zasadnicza decyzja w tej sprawie została podjęta już w marcu 2018 roku, czyli dwa lata temu.
Ale wszyscy są przyzwyczajeni do tego, że KHL to liga oswojona, która zawsze ugina się pod czyjąś presją: czy to Rosyjskiego Związku Hokeja, prezesów poszczególnych klubów, czy lobby agentów. Każdy przyjęty przepis można zmienić lub złagodzić. Ale nie w tym momencie.
Jednym z ideologów twardego sufitu jest prezes zarządu KHL Giennadij Timczenko, który na dodatek jest także prezesem SKA, jest właścicielem części Jokerita i sponsorem Spartaka. Wydawać by się mogło, że brak ograniczeń płacowych powinien mu całkowicie odpowiadać. Ta sama SKA mogłaby w dalszym ciągu kilkukrotnie przekraczać nominalny pułap i pozostać jednym z głównych faworytów ligi. Ale Timczenko postanowił wyrównać sytuację.
Większość czołowych klubów znalazła się w trudnej sytuacji. Musieli mocno się przecisnąć, żeby zmieścić się w nowym pułapie: obniżenie wynagrodzeń zawodników poprzez rozwiązanie istniejących kontraktów, rozstanie z gwiazdami i przereklamowanymi hokeistami. Wszystko to przyprawiało o ból głowy nie tylko menedżerów, ale także agentów.
Na przykład Siergiej Paremuzow nie mógł znaleźć klubu, który dałby żądaną kwotę najlepszemu strzelcowi rosyjskiego hokeja, 39-letniemu Siergiejowi Mozyakinowi. W Magnitogorsku, gdzie sytuacja jest ogólnie katastrofalna (musieli rozstać się z dziesięcioma zawodnikami i obniżyć pensje kilku innym), zaproponowano mu obniżkę do 45 mln rocznie z możliwością podwyższenia do 60 mln w ramach premii. W ramach poprzedniego kontraktu Mozyakin zarabiał gwarantowane 180, a teraz chciał nie mniej niż 80-90, ale nowe realia gospodarcze nie pozwalają na to liczyć. W efekcie zawodnik powrócił do negocjacji z Magnitogorskiem.
CSKA, która nawet po stratach Ilji Sorokina, Kirilla Kaprizowa i Michaiła Grigorenki musi zmniejszyć zatrudnienie z 1.75 miliarda do 900 milionów, została zmuszona do ponownego podpisania kontraktów z Siergiejem Andronowem, Maksymem Maminem, Iwanem Teleginem i Andriejem Swietłakowem z obniżenie wynagrodzeń.
Którzy agenci by tego chcieli? Jeśli klient straci część kwoty kontraktu, wówczas jego zarobki jako procent tej kwoty stają się mniejsze. Dlatego w zeszłym tygodniu prezes CSKA Igor Esmantowicz, przy wsparciu lobby agentów, zaatakował KHL, żądając podniesienia pułapu do 1.3 miliarda rubli.
Używano absurdalnych argumentów: powiedziano nam, że wielu zawodników będzie zmuszonych opuścić ligę za granicą, że w kraju panuje kryzys itp. Po prostu zabawnie się tego słuchało. Ludzie odchodzą z KHL do NHL nie dla pieniędzy, ale po to, aby mieć możliwość gry w najlepszej lidze świata. A podniesienie sufitu w środku kryzysu całkowicie zabije intrygę, która już nie istnieje.
Co zaskakujące, KHL udało się obronić pułap 900 milionów przytłaczającą większością głosów. Timczenko nie ustąpił ze swojego stanowiska. Agenci będą musieli ograniczyć apetyt i nauczyć się żyć w nowy sposób. Można jednak być pewnym, że nie jest to ich ostatni atak na rosyjski hokej.
Opinie